Ferenc Liszt należał do kompozytorów, którzy lubowali się w przekraczaniu granic. Udało mu się nawet odwrócić klasyczną (i – rzec można – logiczną) chronologię, stawiającą w porządku czasowym źródło inspiracji przed powstaniem nowego dzieła. W przypadku jednego z jego pierwszych (i zarazem najbardziej znanych) poematów symfonicznych – Preludia, pomysł na tytuł – nawiązujący do ody Alphonse’a de Lamartine’a – pojawił się, gdy utwór był już prawie gotowy (pierwotnie stanowić miał uwerturę do cyklu Cztery Żywioły).
W 1855 roku w Weimarze odbyło się niecodzienne wydarzenie, w czasie którego wykonano I Koncert fortepianowy Es-dur Liszta i Symfonię fantastyczną Hectora Berlioza w obecności i z czynnym udziałem obu twórców. Liszt zasiadł przy fortepianie, Berlioz poprowadził orkiestrę. Aż 25 lat mogło zająć ukończenie przez Liszta trwającego niespełna 20 minut koncertu, który miał wówczas swoje prawykonanie. Trzeba przyznać, że kompozycja jest jednak wystarczająco długa, by dać pianiście możliwość zaprezentowania swoich umiejętności technicznych, co zapowiada już efektowny początek utworu ze słynnym oktawowym tematem, skrywającym – jak głosi anegdota – pewien (nigdy nie ujawniony) żart w stronę wybrednych krytyków.
Chętnie podejmowaną przez romantyków programowość Aleksander Skriabin podniósł do rejestrów transcendencji i mistycyzmu. Jego III Symfonia z początku XX wieku, znana też jako „Boski poemat”, uznawana jest za jedno z największych osiągnięć na drodze do realizacji jego totalnych i multimedialnych misteriów ekspresjonistycznych.
Bartłomiej Gembicki