„Joseph Haydn to ojciec kwartetu smyczkowego” – pewnie w każdej szanującej się historii muzyki można to zdanie odnaleźć. Zresztą nie budzi ono kontrowersji. Gorzej ze wskazaniem pierwszego, nowoczesnego kwartetu smyczkowego, takiego „z krwi i kości” – tutaj zaczynają się naukowe spory. Następnym żelaznym zdaniem w podręcznikach będzie podkreślenie roli Kwartetów słonecznych op. 20. A co z Kwartetami op. 1? Trudno dokładnie określić ich znaczenie, opisać ich cechy czy jednoznacznie datować. Tym utworom a quattro (czyli na cztery głosy) zdecydowanie bliżej do dawniejszych kasacji czy divertimenti, w których istnieje hierarchia instrumentów, a nie panuje „równouprawnienie”. Jednak warto przypisać im znaczenie symboliczne, w końcu z wyraźnie zaznaczonym punktem startu lepiej się czujemy. Powstawały gdzieś około roku 1757, może do 1759 (w encyklopediach przy tym datowaniu widnieje wymowny znak zapytania). Części też zwykle miewały więcej niż nowożytne kwartety. W Kwartecie B-dur op. 1 nr 1 jest ich pięć, a całość ukształtował młody Haydn z wyraźnym wskazaniem na symetrię. Zresztą świetnie sobie z tym kompozytorskim zadaniem poradził, więc ci, którzy chcą dostrzec w tym utworze zaczyn przyszłych, doskonałych dzieł – z powodzeniem mogą to uczynić.
Gdzieś, daleko, w innej muzycznej galaktyce, znajduje się jego daleki gatunkowy praprawnuk – II Kwartet smyczkowy op. 56 Karola Szymanowskiego. Napisany w 1927 roku na konkurs kompozytorski w Filadelfii. Tam sukcesu nie odniósł, za to nie mylił się Szymanowski, kiedy do swych przyjaciół – Zofii i Pawła Kochańskich – pisał, że Kwartet „będzie b. dobrze brzmiał”. Tego waloru odmówić mu nie można, podobnie jak świetnemu Kwintetowi fortepianowemu A-dur op. 81 Antonína Dvořáka z roku 1887. Szymanowski w swoim Kwartecie zamieścił aluzje do muzyki Podhala, Dvořák sięgnął po żywe rytmy czeskiego tańca – furianta. Poza tym sprytnie wyważył to, co liryczne i tęskne z tym, co żywiołowe i bardzo ludyczne. Czym bliżej finału, tym więcej w materii Kwintetu dramaturgicznych zwrotów akcji, a w zakończeniu pysznej zabawy.
Po prostu… Filharmonia! Projekt 2:
Główny dyskurs tej serii koncertów toczy się między fortepianem solo i muzyką kameralną, ale istnieje jeszcze „konkurencja wewnątrzgatunkowa”. To próba porównania brzmienia instrumentów współczesnych – potężnych fortepianów zamieszkujących sale koncertowe pod każdą szerokością geograficzną – z tymi, które ciągle są w mniejszości, ale poczynają sobie coraz śmielej, czyli z instrumentami historycznymi. Jeszcze niedawno prezentowanie muzyki Chopina na XIX-wiecznych fortepianach uznawano wręcz za herezję. Dzisiaj to oddzielny nurt interpretacyjny, który doczekał się nawet własnego konkursu wykonawczego.
Marcin Majchrowski