Sztuka powinna zaskakiwać, utwór muzyczny musi kryć w sobie jakąś tajemnicę czy niespodziankę. Niezwykły pod tym względem jest I Kwartet smyczkowy op. 37 Karola Szymanowskiego. Zdaje się, że jego autor nie przepadał za tym kameralnym gatunkiem, skoro jego przyjaciel i wielki skrzypek, Paweł Kochański, pisał do niego: „pamiętasz, jak nie lubiłeś kwartety, mówiłeś, że to nie zadawalnia Ciebie, że za mało brzmienia?”. Kiedy jednak Szymanowski się przełamał, napisał utwór, w którym zaskoczeń nie brakuje właściwie od początku. Muzykologa Zdzisława Jachimeckiego zachwycił „seraficki początek […] zbudowany na bezwzględnie najzgodniejszych harmoniach”. Stąd daleka droga do politonalnego, zwariowanego finału Kwartetu, który zresztą wydaje się najciekawszy. A jeśli tak, to warto pamiętać, że Szymanowski chciał jeszcze napisać czwartą część, ale ten pomysł porzucił. Jeszcze jedna niespodzianka.
Ukończony w 1903 roku Kwartet smyczkowy F-dur Maurice’a Ravela rozjuszył podobno jurorów konkursu kompozytorskiego w Paryżu. Dzieło okrzyknięto „barbarzyńskim”, a kilka lat później amerykański recenzent dołożył następny epitet – uznał, że to „zadanie z algebry”, a nie muzyka. Hmm… chciałoby się poprosić o więcej takich matematycznych ćwiczeń, pełnych nieoczywistych barw i brzmień, nietuzinkowych obrazów z tysiącem fantastycznych szczegółów. Ponad sto lat temu poznał się na maestrii Kwartetu Claude Debussy i w „imieniu bogów muzyki” prosił, by Ravel „niczego nie ruszał” w tym niezwykłym utworze. Z perspektywy dwóch dwudziestowiecznych dzieł Kwintet Es-dur op. 44 Roberta Schumanna może uchodzić za wzór uporządkowania i braku kontrowersji, ale to tylko pozór. To jeszcze jeden artystyczny hołd Roberta dla ukochanej żony, Clary Wieck. Kwintet towarzyszył pianistce w trudnych, życiowych momentach: w chorobie (słuchała go w wykonaniu Mendelssohna) i w czasie pojednania z ojcem-tyranem, który długo zakazywał jej związku z Robertem. Pewną zagadkę bądź niespodziankę stanowić może część druga. Kontrastuje przecież nastrojem żałobnego marsza z pogodnym, żywiołowym początkiem. Ale później znów wszystko się odmienia. Może Schumann snuł w Kwintecie dalekie skojarzenia z Eroiką Bęethovena?
Po prostu… Filharmonia! Projekt 3:
Poszukiwania nowych sposobów wyrazu i wyczulenie na niuanse brzmieniowe i kolorystykę fascynowały kompozytorów różnych epok. Jednak są takie momenty w dziejach muzyki, kiedy to uwrażliwienie jest wyraźnie na pierwszym planie, a chęć wycyzelowania niuansów sięga zenitu. I może warto czasami nad nimi się zatrzymać i je podkreślić. Ravel i Szymanowski zestawiający obrazy i mieszający kolory w kwartetach, Haydn wspinający się na szczyty wirtuozerii i dramaturgii w świecie formy sonatowej, Debussy z malarstwem dźwiękowym w cyklu Images, wreszcie Chopin kształtujący z miniatur nową przestrzeń w Preludiach – wrażliwcy, którzy stwarzali nowe.
Marcin Majchrowski